sobota, 30 sierpnia 2014

Dzieci rosną

Dzieci rosną... nawet się nie oglądnęliśmy, a tu Hania skończyła 2 miesiące. Zuzia i Kacperek zaśpiewali jej głośno stooo laaat. Tylko główkę przekrzywiała i robiła 'zdziwko' z otwartymi ustami. Zaczęła gruchać i cichutko rozmawiać z nami. Ale i tak najbardziej uwielbia dzieciaki, nawet jak ją mocno tulkają... jest bardzo wyrozumiała dla nich i raczej nie płacze z powodu przytulenia.
Dla rodziców też jest wyrozumiała, bo jeździ z nami na różne wycieczki i jest baardzo dzielna.
 Hania&Lucecita dzielą wózek, Lucecita tylko myśli, jak wyeksmitować Hanię z wózka... Lucy jest prawie, przepraszam - bez 'prawie', członkiem naszej rodziny. Zuzia zabiera Lucy na spacery i jeżeli nie w wózku, to nosi ją w chuście. Zuzia podbiera z komódki Hani ubrania dla Lucecity, bo jak jest chłodniej, to przecież musi założyć bluzę, żeby jej zimbu nie było.
 Pierwsza 'łyżeczka' Haneczki
 U Taty na rękach naaajlepiej się kima.
 Urodziny Kacperka. Babeczki wykonane przez dzieci.
 Zuzanka i Haneczka, outfit niedzielny. Hania pięknie się prezentuje w sukni od cioci Renaty.
 Pierwszy dzień szkoły. Okazało się, że w Szwjcarii w pierwszy dzień szkoły można przyjść w krótkich spodenkach i t-shircie. Zuzi pani wystąpiła w wytartych jeansach i trampkach bez sznurówek...
 Kacper poszedł do pierwszej klasy na luzaka.
 Zuzanna&Hanna








 Kacperek, jak to Kacperek, zawsze wdrapuje się na wszystko co się da... no i wszystko ma tam gdzie prezentuje na zdjęciu. Szczególnie nasze prośby, żeby uważał.


 Na statku widoki już pooglądane. W drodze powrotnej głupawka... no czymś się trzeba zająć.

sobota, 23 sierpnia 2014

Dimanche w Freiburgu 10.08.2014

Bonjour!
Comment ça va? Ca va bien!
Niedzielę spędziliśmy w Freiburgu około 50km od Neuchatel, gdzie zwiedziliśmy katedrę z pięknymi witrażami i stare miasto z mnóstwem małych uliczek, pięknych kamienic i uroczych mostów nad rzeką. Dzieci spałaszowały pycha lody, więc wszyscy byli zadowoleni z wycieczki. Różnica poziomów dała się we znaki przy drodze powrotnej, gdy trzeba było wejść pod górę, co widać na jednym ze zdjęć, gdzie Kacperek już nie dawał rady. Nic dziwnego, naliczyliśmy 360 schodów w drodze powrotnej. Nie licząc podejść pod górę bez schodów.
















sobota, 9 sierpnia 2014

Le Creux Du Van czyli lokalny Ojcow

Hejka,
dzisiaj postanowiliśmy rozejrzeć się po okolicy. Dostaliśmy cynk, że lokalna Jura Krakowsko-Częstochowska jest niedaleko nas, więc wyruszamy. Po drodze okazało się, że Szwajcarzy nie są mistrzami oznakowania dróg, a nasz GPS również ma daleko do ideału, dlatego wyprowadził nas 50km za daleko, w dodatku za francuską granicę, heh. Przemek od Francuza (i jego 4 osobowej rodziny) próbował się dowiedzieć gdzie jechać, po niemiecku i angielsku - woleli angielski, w ktorym nic nie potrafili powiedziec :)  - poza tym to wyglądało tak jakby góral w Bukowinie nie wiedział gdzie jest Zakopane (nie wiedzieli gdzie ta wiocha jest). Anyway, okazało się, że miejsce naszego zainteresowania jest 15km od Neuchatel (więc z powrotem mieliśmy blisko hehe). Odpuściliśmy 13km spacer i podjechaliśmy od razu do kanionu (Greg, wiesz jak jest - można iść piechotą, albo podjechać pod Grand Canyon, rozpalić grilla i włączyć awaryjne, wiadomo co tygryski lubią najbardziej).
Wycieczka okazała się warta zachodu, widoki przepiękne, jak na fotach, nawet lepsze.
Na końcu zakosztowaliśmy lokalnej wołowiny z krów Angus i fondue serowego.
Jakby ktoś sie martwił (Mamuś) to Hani jest wygodnie w chuście i kima cały czas :)
Jutro myślimy o wypadzie do Fryburga, mam nadzieję, że na myśleniu się nie skończy.
Pozdro!