dzisiaj postanowiliśmy rozejrzeć się po okolicy. Dostaliśmy cynk, że lokalna Jura Krakowsko-Częstochowska jest niedaleko nas, więc wyruszamy. Po drodze okazało się, że Szwajcarzy nie są mistrzami oznakowania dróg, a nasz GPS również ma daleko do ideału, dlatego wyprowadził nas 50km za daleko, w dodatku za francuską granicę, heh. Przemek od Francuza (i jego 4 osobowej rodziny) próbował się dowiedzieć gdzie jechać, po niemiecku i angielsku - woleli angielski, w ktorym nic nie potrafili powiedziec :) - poza tym to wyglądało tak jakby góral w Bukowinie nie wiedział gdzie jest Zakopane (nie wiedzieli gdzie ta wiocha jest). Anyway, okazało się, że miejsce naszego zainteresowania jest 15km od Neuchatel (więc z powrotem mieliśmy blisko hehe). Odpuściliśmy 13km spacer i podjechaliśmy od razu do kanionu (Greg, wiesz jak jest - można iść piechotą, albo podjechać pod Grand Canyon, rozpalić grilla i włączyć awaryjne, wiadomo co tygryski lubią najbardziej).
Wycieczka okazała się warta zachodu, widoki przepiękne, jak na fotach, nawet lepsze.
Na końcu zakosztowaliśmy lokalnej wołowiny z krów Angus i fondue serowego.
Jakby ktoś sie martwił (Mamuś) to Hani jest wygodnie w chuście i kima cały czas :)
Jutro myślimy o wypadzie do Fryburga, mam nadzieję, że na myśleniu się nie skończy.
Pozdro!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz