czwartek, 23 października 2014

Fete de Vendange czyli Święto Winobrania

Raz do roku w Neuchatel, w ostatni weekend września odbywa się mega impreza. Nie w sylwestra, czy w Halloween, tylko własnie wtedy lokalsi świętują początek winobrania. Z tejże okazji z ułożonych, grzecznych Szwajcarów wychodzą prawdziwe party animals i wyruszają na miasto.
Festiwal trwa tak jak porządne góralskie wesele - 3 dni. W tym czasie odbywają się parady, koncerty, pokaz sztucznych ogni, a wszystko w ramach jednej niekończącej się imprezy.
Uroczyste otwarcie ma miejsce w piątek wieczorem, po czym następuje tak jak na polskich Juwenaliach impreza do białego rana. W sobotę rano recovery, a od 14 parada przebranych dzieciaków i różnych orkiestr. W ilościach liczonych na tony sypie się confetti, które wystrzeliwane jest specjalnymi armatami z wielkich poruszających się platform. Policjanci obsypani przez nasze dzieci confetti, uśmiechają się i mówią 'merci'. Na skwerze nad jeziorem, ustawione jest wesołe miasteczko, począwszy od łańcuchowej i zderzające się samochodziki (wspomnień czar), po wielkie atrakcje do których przypinasz się jak na szczycie Stratosfery w Las Vegas i nie tylko wystrzela Cię w górę, ale dodatkowo kręci w każdym możliwym kierunku. Wieczorem pokaz sztucznych ogni nad jeziorem, trwający prawie godzinę, robi wrażenie, czegotoniemający, w tle fajna muzyka. W niedzielę nadal koncerty i impreza do późnego wieczora.
Generalnie do miasta, która ma 30 tys mieszkańców, na ten weekend zjeżdża podobno nawet 300 tys. I to widać, ulice są pozamykane dla samochodów i pełne ludzi trzymających butelki z winem i inne trunki. Na wąskich uliczkach miasteczka ustawiane są sceny dla DJów i wysokie, nawet do I piętra bary. Ludzie jedzą, piją, lulki palą... Jest tu wiele na prawdę różnych nacji, co było szczególnie widoczne w ten weekend. Na ulicach było widać bary i restauracje 'narodowościowe' tzn. hindusi siedzieli całymi rodzinami i jedli jedzenie hinduskie, azjaci - swoje, peruwiańczycy - swoje i cały tygiel narodów afrykańskich. Wszyscy ubrani w regionalne kolorowe ubrania. Fajnie to wygląda, ale przysiąść się na jednego pewnie by było ciężko.
Bardzo fajne święto pokazujące róznonarodowość i koloryt nie do zaobserwowania w Polsce.

Właśnie wyrusza kolorowa parada dzieci i orkiestr. Confetti sypie się tonami.

Dobro narodowe, czyli krowa. Panowie niosą dumnie ich symbole, czyli dzwony. Każda krowa, któa pasie się w Szwajcarii, ma na szyji taki oto dzwon (no może trochę mniejszy).



Jedna z wielu orkiestr. Ciekawe rozwiązanie jeżdżącej perkusji. Grali bardzo fajnie.
 
I kolejna, grali jeszcze lepiej
 

Dzieci kwiaty

Wizyta Tuska przed laty na Machu Picchu obiła się echem w Neuchatel.

 Grający muszkieterowie, również bardzo muzykalni.

Irlandczycy też dotarli do Neuchatel.

Odkrywcy kosmosu w akcji. Pewnie im było ciepło w tych kostiumach w upale.

Wilk szuka Czerwonego Kapturka.

 Nasze dzieci stały sie tego dnia zbieraczo-sypaczami confetti. Do tej pory mamy w domu 2 worki małych pociętych papierków.


Każdy Teletubiś musi mieć swoją torebkę.

Grunt to maszyna do samodzielnego robienia 'selfie'. Nawet z policjantami, którzy tego dnia byli bardzo wyluzowani.

Nasza gwiazdeczka po kąpieli w confetti.
 
I urwis, który łapał lecące z nieba kolorowe confetti.

Sypać można było każdego. Nikt się nie obrażał.


Poniżej kilka zdjęć z pokazu sztucznych ognii. Oczywiście zdjęcia nie oddają prawdziwych kolorów.








 
Co poniektórym chciało się już spać, choć twardo zaprzeczali.

Romantico selfie.

Trzeba się posilić na zakończenie imprezy.

Po 3 dniach nadal pełno confetti na ulicach. Do dzisiaj są widoczne w zakamarkach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz